Nowa powieść grozy brytyjskiego mistrza horroru już dostępna!

Dom stu szeptów to wyjątkowe ujęcie klasycznej opowieści o nawiedzonym domu.

Allhallows Hall jest ponurą rezydencją w stylu Tudorów, położoną w sercu mglistych wrzosowisk.

Nowi mieszkańcy będą żałować, że sprowadzili się do tego domu, bo w jego murach gnieździ się zło…

Z okazji premiery książki Grahama Mastertona zapraszamy do przeczytania wywiadu z autorem.

Rozmowę poprowadził Bartek Czartoryski dla portalu Lubimyczytac.pl.

Bartek Czartoryski: Czytelnicy przywykli już chyba do tego, że przełamujesz konwencje gatunkowe, a tymczasem napisałeś opowieść o nawiedzonym domu, co wydaje się zaskakująco bezpiecznym wyborem.

Graham Masterton: Moi brytyjscy wydawcy uparli się, że opowieści o nawiedzonych domach są strasznie popularne i czy jednak nie dałoby się mnie przekonać do napisania takowej. Nigdy nie podchodziłem do tego tematu entuzjastycznie z kilku przyczyn. Przez lata napisano już tyle takich historii, że wszystkie wydają się takie same. Poza tym uważam, że sam koncept ducha zmarłej osoby jest dość nudny jako taki. W życiu napisałem tylko dwie książki, które dotykają tego tematu, „Kostnica”, gdzie dom został opętany przez złego indiańskiego demona Kujota, oraz „Walhalla”,  o rezydencji nawiedzonej przez nikczemnego hazardzistę. I chyba pod pewnymi względami można by było uznać „Zaklętych” za opowieść o nawiedzonym domu, tyle że budynek, o który chodzi, dawny szpital psychiatryczny, nie był zamieszkiwany przez duchy, ale tamtejszych pensjonariuszy, nadal uwięzionych w ścianach.

B.C.:To jaki tym razem miałeś pomysł, żeby ta historia była jednak „twoja”?

G.M.: Spodobał mi się pomysł, żeby ludzie nawiedzający dom nie byli duchami per se, ale nadal żyli, tylko byli uwięzieni w czasie, jakby ugrzęźli w chwili, kiedy przed laty przekroczyli próg posiadłości. Są żywi, ale nie mogą opuścić domu, bo wtedy miniony czas ich dogoni.

B.C.: Opowieści o duchach i nawiedzonych domach często bywają stosunkowo subtelne i polegają na budowanej stopniowo atmosferze, ty jednak zawsze lubiłeś prędko przejść do rzeczy. Musiałeś się chociaż odrobinę hamować, pisząc „Dom stu szeptów”?

G.M.: Długo uczyłem się fachu reportera prasowego i jako dziennikarz widywałem naprawdę krwawe i szokujące zajścia, pisałem chociażby o młodym mężczyźnie przeciętym na pół przez pędzący pociąg. Potem byłem redaktorem „Penthouse’a” i „Forum”, gdzie pisano bez ogródek o seksie. Dlatego nigdy nie uciekałem od pisania o straszliwych rzeczach, które życie nam przynosi. Bo czy jest coś bardziej przerażającego niż zamachowiec samobójca wysadzający się razem z kilkudziesięcioma niewinnymi osobami? Nigdy nie wstydziłem się też pisania o seksie, który jest ogromnie istotną częścią naszego życia i jedną z potężnych sił, które je napędzają. Ale czułem, że fabuła „Domu stu szeptów” nie wymaga dużej dawki krwi i flaków, choć jest tam i parę mocniejszych uderzeń, a śmiałe sceny seksu by się nie obroniły. Wszystko to jedynie odwróciłoby uwagę od złowieszczej atmosfery. Nadal podoba mi się jednak sam pomysł, że paru mężczyzn, po dziesiątkach lat uwięzienia, byłaby seksualnie sfrustrowana, ale nie to jest motorem napędowym ich działań.

B.C.: Z ciekawością odkryłem, że „księże nory”, o których piszesz, czyli kryjówki dla katolickich duchownych, budowane po domach wiernych, faktycznie funkcjonowały i zastanawiam się, jak dogrzebałeś się do tego epizodu z brytyjskiej historii.

G.M.: W owych norach kryli się w połowie szesnastego wieku, kiedy Anglia przeszła na protestantyzm, księża rzymskokatoliccy. Widziałem nawet taką kryjówkę na własne oczy na południu kraju, w starym domu, który oglądałem z zamiarem kupna. Panowała tam jednak cokolwiek niespokojna atmosfera i nie zdecydowałem się na zakup, ale nie zapomniałem o tej księżej norze i uczuciu, jakie mi towarzyszyło, gdy tam byłem. Zupełnie jakby dom był siedliskiem mnóstwa bolesnych i przygnębiających wspomnień. Dlatego, kiedy wymyślałem fabułę książki, uznałem, że nie będzie lepszego miejsca na uwięzienie tych mężczyzn.

B.C.: Ogólnie rzecz biorąc, często korzystasz z istniejących, legend czy podań jako punktu wyjścia dla fabuły, ale jak to się dzieje? Skąd masz pewność, że to ta właściwa?

G.M.: Istnieje tyle przerażających legend, że nietrudno jest znaleźć jakąś, która mogłaby posłużyć za podstawę opowieści grozy. Oczywiście bywa, że lekko dopasowuję daną opowieść do mojej fabuły, ale zawsze szukam czegoś, co pasuje do historii, jak sataniczna postać Starego Diaska z „Domu stu szeptów”. Zrobiłem to samo w Polsce z Babą Jagą i w Ameryce ze straszliwym demonem z indiańskiego folkloru, wendigo, który depcze ci po piętach i zawsze czai się za twoimi plecami, nieważne, jak prędko byś się nie odwrócił.

Dalsza część wywiadu dostępna tutaj: https://lubimyczytac.pl/duchy-to-nuda-wywiad-z-grahamem-mastertonem.

COPYRIGHTS WYDAWNICTWO ALBATROS
CREATED BY 2SIDES.PL